Smokeły Wikia
Smokeły Wikia

Wystarczy, by bez końca biec pod wiatr
Żadna siła
Nie będzie w stanie dziś zatrzymać nas!

Helou!

Jeśli tu trafiłeś/aś to widocznie albo lubisz co piszę, albo przyszedłeś/przyszłaś tu z nudów. Więc tak, to będzie blog z one partami, może kiedyś je dokończę lub nie, w każdym razie! Postanawiam zrobić od nowa taki blog (wiem, wiem nie musisz pisać, że już taki blog tutaj robiłam :v), na którym postaram się pisać sama te, nazwijmy je roboczo szorty, zamiast kopiować z innych źródeł, quizów, bez mini rozdziałów i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Jeśli chodzi o tytuł, to akurat słuchałam piosenki Grzegoża Hyżego - Pod Wiatr (którą szczerze polecam *^*) i tak mi się spodobało, że musiałam to dać xD Będzie tu też kilka, że tak to ujmę szortów muzycznych, gdzie głównymi aspektami będzie tekst jakiejś piosenki, bo dlatego że ponieważ, gdy słucham muzyki to najczęściej mam wenę do pisania C: Mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłam, a teraz zapraszam do zagłębienia się w te krótkie szorty (masło maślane, ale co tam xD)

NIE ODPOWIADAM ZA SKRZYWIENIE MÓZGU OD MYCH WYPOCIN I ZRAŻENIA SIĘ DO CZEGO MÓJ MÓZG JEST ZDOLNY!

ZOSTALIŚCIE OSTRZEŻENI!

Wolność[]

Piątek. Siódma, ostatnia lekcja. Fizyka. Stara wiedźma, ubrana jak zwykle w rosyjski dywan, siedzi za biurkiem i łypie spod swoich okularów, kogo by tu wziąć do odpowiedzi. Siedzę nad zeszytem i udaję, że powtarzam ostatnie lekcje, jednak co chwila zerkam, na kogo się patrzy. Znów podnoszę się znad książek i napotykam jej wzrok. Już jest jasne, że wybrała mnie. Szybko wertuję kartki, by zapamiętać cokolwiek, lecz w moim mózgu pozostają jedynie słowa „Orki z majorki”, które śpiewałam z koleżanką na przerwie.
- Do odpowiedzi na ochotnika przyjdzie... - Już tylko na to czekam, zaraz wypowie swoimi spierzchłymi ustami numer i moje nazwisko. - numer 19. Rayan, do odpowiedzi. Reszta klasy niech robi zadanie 3 ze strony 24.

Wstaję z ławki, biorę zeszyt i idę przez klasę, starając się nauczyć w pięć sekund pół zeszytu. Podchodzę do biurka i podaje starej jędzy zeszyt. Jest na nim piękny napis „Nie ufam ludziom, którzy mają 5 z fizyki”, ale zdaje się go nie widzieć. Cicho modlę się do wszystkich bóstw, które znam, by pomogły mi przeżyć. Zaczyna się wywiad, czuję się jak na komisariacie. Stara wiedźma pyta mnie o rzeczy, które były trzy tygodnie temu, mianowicie o falach, z czego ja się uczyłam o optyce, bo była to ostatnia lekcja, jaka była zapisana w moim zeszycie (nie licząc dzisiejszego tematu). Widzę, jak diabelskim piórem zapisuje w dzienniku jedynkę, a po chwili czerwonym długopisem wypisuje w zeszycie jedynkę na pół strony, żebym nie zapomniała czasami, że ją mam. Dlaczego mój mózg nie potrafi ogarnąć fizyki? Fizyka powinna być tylko dla osób chętnych. Siadam w ławce, tuż obok mojej koleżanki „od orki z majorki”. Siedzę i tępo patrzę się w tablicę, udając, że rozumiem, o co tam chodzi. Mija pół godziny nudy, bo oczywiście, po co mieć całą lekcję? Lepiej iść majestatycznym krokiem pijanej foki po korytarzu przez 5 minut, by każdy widział nowy ruski dywan, przerobiony na sukienkę i mógł poczuć stare perfumy, które dostała od praprababki, zanim zmarła, a kolejne dziesięć minut wysyłać uczniów po klucz, bo majestatyczna foka go zapomniała, rozkoszując się swym „wdziękiem”. Rozlega się ulubiony dźwięk wszystkich uczniów, czyli dzwonek. Szybko pakuję manatki do niebieskiego plecaka i żegnam się z koleżanką, mówiąc, że widzimy się w poniedziałek.

Dosłownie wybiegam ze szkoły, czując świeży powiew wiatru na mojej bladej skórze. Wyciągam z płaszcza telefon i dzwonię do mamy, zapytać się gdzie jest, i już po chwili biegnę w kierunku najbliższego marketu z nazwą owada.

Mama już jest przy kasie, a ja stoję w wejściu i rozmawiam z koleżanką, która jest tam akurat na zbiórce żywności. Żegnam się z nią, gdy mama gestem pokazuje, że jedziemy do domu. W samochodzie siedzi siostra, która bawi się małymi, plastikowymi zabaweczkami, które imitują zwierzątka z powiększoną głową.

Po dziesięciu minutach jestem w końcu w domu. Witam się z moimi psiakami, podchodzę do kotki, która łasi się, żeby i ją pogłaskać. Wpadam niczym burza do swojego pokoju, rzucam plecak na łóżko i równie szybko, jak weszłam, tak szybko wychodzę, wybiegam na dwór.

Gnam po świeżo zrobionym asfalcie, prosto na pole, które jest już puste, po zbiorach. Nadal biegnę, nie czując zmęczenia, nogi jakby same pchały mnie po drodze. Jestem już na samej górze. Rozglądam się dookoła, czując całym ciałem pędzący wiatr, który tylko nakłania mnie, bym to zrobiła. Zrzucam płaszcz z pleców, a z moich pleców strzelają wielkie, śnieżnobiałe skrzydła. Czuję, jak wiatr łaskocze każde pióro i zachwycam się tym. Rozglądam się ponownie, by zobaczyć, czy nikt na pewno mnie nie widzi. Upewniona, że dookoła nikogo nie ma, wzbijam się w powietrze. Szybki wiatr gładzi moją skórę, czuję, jak promienie słońca przenikają przez skrzydła. Czuję się wolna.

Zamykam oczy, zapominając o całym świecie, żyjąc tylko tym, co jest teraz. Jedyne, o czym teraz marzę, to tylko, by to uczucie trwało wiecznie.

Co powiecie na pierwszy szort? :) Dajcie znać komentarzach :)