Witajcie!
To opowiadanie będzie krótkie, ponieważ jest to opowiadanie na konkurs (Fanon). Opowiadanie nie jest rewelacyjne, prawdopodobnie przed jutrem jeszcze coś dopiszę, ale zobaczę jak Internet będzie współpracował :/ ...
Nie jestem pewna, czy wszyscy czytali artykuł o Błotoskrzydłych, a to opowiadanie jest z tym gatunkiem związane :). Jeżeli nie, to powiem po krótce: Smoki tego gatunku dzielą się na "drużyny". Jedna drużyna to rodzeństwo z jednego lęgu, a najstarszy z niego jest skrzydliskiem i opiekuje się pozostałymi (matka w ogóle się nie opiekuje smoczętami, nie ma jej przy ich wykluciu). Jeżeli w drużynie zostało 2 czy 3 familiantów (krewniaków) szukają oni nowej drużyny, najczęściej łącząc się z innymi niefamiliantami. Błotoskrzydłe nie mają partnerów, w jedną noc w miesiącu mnożą się, ale tak naprawdę samice nawet nie wiedzą kim jest ich partner i nie obchodzą ich smoczęta
Dobrze, mam nadzieję, że jakoś to wytłumaczyła :). Przepraszam za wszystkie błędy. To ... Zapraszam do czytania :)!
Bławiatka poczuła, jak czyjeś łuski ocierają się o jej. Jakiś inny smok wszedł do kałuży błota, w której właśnie leżała. Miała zamknięte oczy, ale i tak wiedziała kto to.
- Miraż - mruknęła cicho i otworzyła oczy.
Tak jak się spodziewała, koło niej leżał znajomy Błotoskrzydły samiec. Miał bursztynowe łuski i oczy tego samego koloru. Smoczyca ponownie zamknęła oczy, jednocześnie splątując swój ogon z ogonem smoka. Wokół panowała cisza.
- Co tam u ciebie, Bławiatko? - zapytał samiec.
- A nic wiesz, próbuję zasnąć ... - mówiąc to wcisnęła pysk pod skrzydło Błotoskrzydłego.
Miraż uśmiechnął się, pokazując zęby. Spojrzał w złote oczy smoczycy.
Smoki leżały jakiś czas w błocie.
- Czemu tak musi być? - zapytała nagle Bławiatka, kierując swój wzrok na bursztynowego smoka.
- Ale co? - zapytał zdezorientowany.
- Czemu nie można być razem ...? - wyszeptała smoczyca.
- Nie wiem ... - odparł po chwili, okrywając złotooką skrzydłem.
Chwilę później do kałuży błota podszedł kolejny smok.
Był to duży samiec. Miał brązowe łuski, a jego bursztynowe oczy mierzyły Miraża niechętnym spojrzeniem. Skinął na smoczycę.
- Bławiatko, czas na ćwiczenia. - smok nie patrzył na smoka leżącego koło jego siostry.
- Oj, muszę ...? - westchnęła Bławiatka i niechętnie wstała. Wychodząc z błota, posłała
Mirażowi smutne spojrzenie.
- Tak - skrzydlisko zignorowało proszący ton jej głosu.
- Do zobaczenia - pożegnał się Miraż. On także wstał i właśnie odchodził w przeciwnym kierunku do tego, w którym udało się rodzeństwo.
Bławiatka szła koło brata.
- Czemu to robisz? - warknął nagle Błotoskrzydły.
- Ja? - obruszyła się Bławiatka. - Czemu się z nim spotykam? A jak myślisz, Minoraku?
- Nie wiem - uciął Minorak. - Zapomniałaś? Błotoskrzydłe się nie zakochują!
- Ale ja tak - smoczyca zwiesiła głowę.
W tym momencie smoki weszły na polanę, gdzie czekała na nich czwórka familiantów.
Najstarszy z nich był Minorak. Skrzydlisko troszczyło się o swoje rodzeństwo, jednak odkąd najstarsza z jego sióstr została zabita w bitwie z siłami Iskry, był nadopiekuńczy i często się denerwował.
Druga w kolejności, a właściwie trzecia (po nieżywej Kusarze), była Motylica. Smoczyca miała piękne złote łuski i bursztynowe oczy. Uwielbiała walczyć i była często oschła, jednak dla rodzeństwa rzuciłaby się w ogień.
Kolejny był Patyczak. Tak naprawdę jego imię brzmiało Krzemień, ale samiec był jednym z najchudszych smoków w kolonii, toteż zyskał takie przezwisko. Potem była Czarka i Zarka. Obie smoczyce wykluły się w tym samym momencie i często kłóciły się o to, która jest starsza.
I Białatka ... Najmłodsza, najmniejsza i najbardziej uczuciowa.
Dziewięcioletnie skrzydlisko przywołało familiantów skinięciem głowy.
- Motylico - zwrócił się do siostry. - Pamiętasz może jaka była kara dla Białatki?
- Tak - odparła bursztynooka. Jej pysk miał obojętny wyraz, jednak jej głos lekko drżał. - Białatka miał zostać zamknięta w kopcu sypialnym, a wychodzić miała tylko z tobą lub ze mną.
- Tak ... - Minorak spojrzał zły na siostrę. - A ty ...?
- Tak, wyszłam! Nie jestem waszym więźniem, żebyście mogli mnie zamykać! - wybuchła złotooka i wzbiła się w powietrze.
Nie płakała, żaden smok nigdy nie płakał. Czuła się zraniona. Tym bardziej, że była Błotoskrzydła. Co z tego, że smoki tego gatunku nie mają partnerów? Miraż też tak uważał, i łączyło ich silne uczucie.
I tylko przez to uczucie wiele smoków patrzyło na nich z pogardą i zażenowaniem. Młodsze smoki się z nich śmiały, a niefamilianci omijali szerokim łukiem.
Leciała, nie mając pojęcia dokąd. Była wściekła na rodzeństwo. Spojrzała w dół, i z zaskoczeniem stwierdziła, że bezwiednie przyleciała do domu Miraża.
Spokojnie wylądowała. Ale na tym spokój się kończył. Niczym błyskawica popędziła do domu Błotoskrzydłego.
Zaskoczonemu jej obecnością smokowi wystarczyło ledwie kilka sekund, by zrozumieć co się stało. Samiec doskonale wiedział o co Bławiatka kłóciła się z rodzeństwem i, że tego nienawidziła. Współczuł jej, ale sam nie miał tego problemu - był chyba jedynym niefamiliantem w Królestwie Błot, który nie szukał nowej drużyny.
Miraż od razu wyszedł z błota, w którym dotychczas leżał, i pozwolił by smoczyca przytuliła się do niego. Nie płakała, ale widział, że lada chwila wybuchnie.
- Może wspólny lot? - zaproponował cicho, a Bławiatka skinęła głową.
Oba smoki wyszły z kopca sypialnego smoka i wzbiły się w powietrze.
Lecieli nad Deltą Diamentowej Mgiełki, obserwując jak młode smoki uczą się latać. Parę razy przeleciało koło nich kilka Nieboskrzydłych, które para pozdrowiła skinieniem głowy.
Drzewa w końcu zniknęły z ich widoku, ustępując miejsca piaszczytym plażom.
- Niedaleko stąd zaczyna się Królestwo Morza - mruknął Miraż, ale smoczyca zignorowała jego ostrzeżenie.
- Chcę uciec stamtąd jak najdalej - wyjaśniła i machnęła skrzydłami, by wyżej się wznieść.
Para leciała przez chmury podziwiając z daleko piękne wyspy Morskoskrzydłych.
Po chwili smoki wylądowały na klifach. Fale uderzały o skałę, obryzgując Błotoskrzydłe chłodną wodą. Gady usiadły koło siebie, wpatrując się w zachodzące już słońce.
Bławiatka przysunęła się jeszcze do partnera i wtuliła się w niego. Samiec splótł swój ogon z jej, i przykrył ją skrzydłem. Smoczyca wpatrywała się w horyzont.
" - Czy zawsze tak musi być? " - zastanawiała się. - " Dlaczego Błotoskrzydłe nie mogą kochać ...?"