Smokeły Wikia
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
(Wpis na blogu utworzony lub zaktualizowany.)
Linia 153: Linia 153:
   
 
'''Poleciała za smokami. Nie wiedziała jeszcze, co zrobić. Ale wiedziała, że ma kogoś po swojej stronie.'''
 
'''Poleciała za smokami. Nie wiedziała jeszcze, co zrobić. Ale wiedziała, że ma kogoś po swojej stronie.'''
  +
[[Kategoria:''Historie Stad'']]
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Wpisy na blogach]]
 
[[Kategoria:Opowiadania]]
 
[[Kategoria:Opowiadania]]

Wersja z 12:07, 16 maj 2015

Prolog

Wiał mocny wiatr...

Wietrzne Klify zdawały się żyć.

Nad czerwoną skałą otworzyło się przejście...

Przejście, do ojczyzny Smoków Wiatru.

Na jednej z Latających Wysp leżało jajo.

Było błękitne z lekko srebrzystym połyskiem...

Wiatr zawiał mocniej...

Skorupka jaja zaczęła pękać...

I tak narodziła się najpotężniejsza w historii smoczyca ze Stada Wiatru.

Jednak nie wiedziała, co ją kiedyś spotka...

Rozdział 1.

Młoda smoczyca o pięknych, błękitnych łuskach stała na czerwonej skale. W napięciu czekała, aż razem z jej Stadem wróci na Latające Wyspy. Stado to przenosiło się między nimi a tym światem. 

-Vinvide! Dziś ceremonia twojego przyjęcia do Stada. Muszisz pokazać dobrą stronę- obok niej stanęła matka. Była samicą Alfa Stada Wiatru. Miała piękne, fioletowe łuski.

-Oczywiście. W końcu przygotowywałam się do tego dwa lata- uśmiechnęła się mała.

Wreszcie. Portal się otworzył. Godzinę później mała smoczyca wyszła ze Starego Lasu z dumnym wyrazem pyska. Na jej łapie pobrzękiwały trzy bransolety z ametystu. Symbol przynależności do stada. Do małej mówiono najczęściej Vide lub Vivi. Stanęła na krawędzi wyspy i odbiła się mocno od ziemi. Kochała latać. Strzelce Szybkoskrzydłe miały tę cechę, że potrafiły rozwijać gigantyczną prędkość.


Rozdział 2.

Vide leciała nad Wietrznymi Klifami. Złapała po drodze kilka ryb i pofrunęła w stronę odległych wysp. Kiedy tam dotarła, zapadał już wieczór. Jednak 15- letnia smoczyca dobrze widziała w ciemności. Zanurkowała i rozejrzała się po wyspie. Była porośnięta lasem. Wokół było mnóstwo jezior obfitych w ryby. Smoków, jak się przekonała, nie było. Na szczęście! Te tereny już prawie należały do Stada Wiatru. Prawie. Jej ojciec musiał już tylko nałożyć Pieczęć.

Vinvide już miała wezwać rodziców, gdy poczuła jak coś wbija jej się w bok. Spojrzała w tamtą stronę i zamarła. Parę metrów od niej stał Szramoskrzydły. Niezwykle niebezpieczny członek Stada Śmierci. A na jego grzbiecie siedział... człowiek! Smoczyca spanikowana spojrzała na swój bok. Nie! Tkwił w nim jeden z trujących kolców jej przeciwnika. A to był jeden z tych usypiających. Próbowała jeszcze trafić w smoka ogniem, ale chybiła. Powoli osuwała się w ciemność...


Rozdział 3.

Vinvide obudziła się w jakimś nieznanym miejscu. Usłyszała czyjeś słowa:

-... uda nam się ją wywołać. Jeśli smoki zaczną walczyć między sobą, to po nich. Wykończą siebie nawzajem i to my będziemy władać tym światem.

-Jesteś pewien? Brak jednego smoka niewiele im pewnie przeszkodzi.

-Oj, wierz mi. Stado Wiatru będzie oburzone. Tym bardziej, że to jest córka Alfy.

-W takim razie pewnie już walczą. Z tego, co mówiły Smoki Śmierci, rada Alf już się zaczyna.

Głosy powoli ucichły. Smoczyca podniosła się, ale coś trzymało ją przy ziemi. W tedy zauważyła, że na jej skrzydle ktoś położył wielki kamień. Znajdowała się w jaskini, tyle że z grubymi kratami. Sprawdziła czy nikogo w pobliżu nie ma. Następnie wzięła głęboki wdech i strzeliła w głaz. Jej typ ognia był inny. Wyglądał jak plazma, ale działał dużo bardziej destrukcyjnie. Po kamieniu został tylko pył. Chciała przekazać rodzicom wiadomość przez kryształ, ale ściany były najwyraźniej odporne na wszelkiego rodzaju magię.

Podeszła do krat. Przekręciła głowę i złapała zębami za pręty. Szarpnęła i po paru minutach wydostała się.


Rozdział 4.

Smoczyca zamieniła się w cień w przemknęła niezauważona. Wyleciała z wyspy i pomknęła w stronę Vroengardu. Rada Alf właśnie się zaczynała.


Na Vroengardzie...

-Gdzie jest moja córka?!- ryknął Orfis.-Od pięciu dni nie daje znaku życia! 

-Orfisie, spokojnie.- Mruknął Alfa Stada Ziemi.- Przecież gdzieś musi być.

-Ale nikt ze stada nie wyczuwa jej kryształu. Więc albo ją porwali, albo...- nie dokończył.

-Ludzie, przeciwko twojej córce... Współczuję im- zachichotał Alfa Stada Ognia.

-To poważna sprawa. Ludzie sami nie potrafią celnie strzelić, a co dopiero złapać 13- metrowego smoka.

Nagle kryształ Orfisa błysnął. Smok wyraźnie się wyluzował. Krysztła Vinvide był znów aktywny.

Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Wparowała przez nie Vide. Chciała coś krzyknąć, ale nie zdążyła. Przywódca Stada Śmierci zauważył ją. W ciągu sekundy kolce trafiły w Orfisa. Smok stał chwilę nieruchomo, po czym przewrócił się. Przywódca Stada Wiatru został otruty. Śmiertelnie.


Rozdział 5.

-Ojcze...-szepnęła. Nie otrzymała odpowiedzi. Smok zamienił się w srebrną mgiełkę. Na niebie zabłysła nowa gwiazda.

Po pysku młodej smoczycy spłynęła łza. Odwróciła się z nienawiścią w stronę winowajcy. Ten jednak zniknął. W tym momencie do sali wpadł posłaniec Ognia.

-Oni... Oni... Nie ma ich!-dyszał.

-Kogo nie ma?!- zdenerwował się jego Alfa. 

-Stado Mroku... Ludzie wymordowali całe Stado Mroku!

-Najpierw Orfis, teraz całe Stado... Ludzie posunęli się za daleko!- ryknęła Vinvide. W oczach smoczycy płonął dziki ogień.- Skończmy z tym wreszcie.

-Ale... Ludzie chyba nie mieszali się w śmierć Orfisa?

-Owszem, mieszali! To oni mnie porwali, to im Stado Śmierci powiedziało o Radzie Alf.

-Jak oni śmieli?!

Smoki były oburzone. Nagle błękitnooka mało się nie przewróciła. Zamrugała oszołomiona. Nie... To nie mogła być prawda! Bez słowa poderwała się do lotu. Poleciała najszybciej jak mogła. Po paru minutach znalazła się na latających wyspach.

Wokół niej toczyła się bitwa. Rzuciła się na pierwszego lepszego Smoka Śmierci. Zatopiła kły w jego szyi. Następnych kilkanaście zginęło w taki sam sposób. Ale przeciwników jakby nie malało. Jednak po paru chwilach odlecieli. Wokół niej została prawie tylko pustka. Nieliczne smoki, które przeżyły ledwo trzymały się na nogach. 

Smoczyca wyczerpana padła na ziemię. Zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Zabiła kogoś. Pierwszy raz w życiu.

W nocy miała okropne koszmary. Kiedy się obudziła, po wyspach chodziło maoże dwadzieścia smoków. Z całej setki. Wiedziała, że muszą wybrać nowego Alfę. 

Jak na razie ona była jedyną kandydatką. Jednak po chwili ktoś wystąpił. Duży samiec o krwistoczerwonych łuskach. Clades (Klejds).

Zaczęli walkę. Vinvide zwinnie unikała pocisków i kłów przeciwnika, od czasu do czasu samemu atakując. Po paru minutach wzbiła się w powietrze. Kiedy Clades ją dogonił, ta zanurkowała. Tuż nad ziemią wzbiła się do góry. Czerwonołuski był już zmęczony, w dodatku większy i cięższy. Zderzył się z ziemią. Smoczyca zapikowała i wylądowała prawie na nim.

-Gra skończona. Wygrałam.

W odpowiedzi otrzymała warknięcie i złowrogie spojrzenie. Starszy, jak nazywano ważniejszych członków Stada, podszedł do niej. Właśnie miała przejąć tytuł Alfy. W stronę jej kryształu poleciał srebrny pyłek. Dusza jej ojca. Znak, że uznaje jej przywództwo. W tym momencie coś ją przewróciło. Dusza jej ojca przez pomyłkę uznała właśnie kryształ tego, kto ją przewrócił. Kryształ Cladesa.

Smoki patrzyły na to z oburzeniem. 

-Jak śmiałeś?!

-To niezgodne z zasadami!

Garstka zebranych prawie rzuciła się na smoka. Vinvide podniosła się. W jej pysku szykował się potężny strzał. Nie pozwoli napewno się ośmieszać, ani oszukiwać duszy jej ojca! W tym momencie smok zwrócił się do niej.

-Nie próbowałbym na twoim  miejscu. Chyba, że chcesz mieć... kłopoty.- Warknął przyciszonym głosem.

-Nawet nie próbuj mi grozić.

-Och, czyżby? Już się boję. Teraz to ja tu żądzę. I nic nie możesz mi zrobić.

Otworzyła paszczę i w jego stronę poleciała błękitna kula energii. Odskoczył w ostatniej chwili.

-Więc tak gramy...- mruknął.- Próbowałaś mnie zabić!- wykrzyknął tak, by wszyscy słyszeli.- Zostajesz za to wygnana!

Smoczyca wiedziała, że ma po swojej stronie smoki. 

-Nigdzie się z tąd nie ruszam.

W tym momencie zakręciło jej się w głowie. Obudziła się w zupełnie innym miejcsu.


Rozdział 6.

Vinvide leciała już od paru godzin. Próbowała znaleźć drogę powrotną. Wokół ciągnęły się tylko skaliste pustkowia.

Nagle zobaczyła coś czarnego. Świetnie! Smok śmierci. Wreszcie okazja do zemsty. Zanurkowała w jego stronę. Wylądowała. Patrzyła z nienawiścią na smoka, którego Stado było odpowiedzialne za śmierć jej rodziny. Smok popatrzył na nią takim samym spojrzeniem. Nagle coś świsnęło jej nad głową. Te przeklęte kolce! W oddali usłyszała głosy innych smoków.

-Słuchaj. Ja też nie chcę wojny. Więc jak chcesz żyć, to udawaj, że nienawidzisz swojego Stada i chcesz zemsty.

Smoczyca zapomniała już zupełnie, że niektóre Szramoskrzydłe potrafią czytać w myślach.

Smoki zbliżały się. Pierwszy z nich chciał ją zaatakować, ale ten młodszy powiedział historyjkę o zemście. 

-Jesteś z nami? 

-Oczywiście. Nie będę tolerować Stada, które bezpodstawnie mnie wygnało!

-A jak się nazywasz?

-Onyksa- wymyśliła coś na szybko. Gdyby powiedziała swoje prawdziwe imię, nikt by jej nie uwierzył. 

Poleciała za smokami. Nie wiedziała jeszcze, co zrobić. Ale wiedziała, że ma kogoś po swojej stronie.