Smokeły Wikia
Advertisement

Te opowiadanie jest pisane przez użytkownika Saphira2002. Wszystko co jest tu napisane zalicza się pod komedie! Jeśli w jakimś stopniu cię urazimy proszę się nie obrażać! (w razie czego zgłaszać to Saph (bp) )

Zgłaszajcie swoje postacie, moi drodzy! 

Imię:

Nazwisko:

Płeć:

Wiek: (Nie może on przekraczać 100)

Gatunek:

Wygląd:

Charakter:

Historia: 

Broń:

Umiejętności:

Rodzina: (Nie każdy musi to wypełniać. Napiszcie tu z jakiej rodziny pochodzicie i czy jesteście szlachcicami)

Tak więc chyba wszystko jest w zgłoszeniu. I o co chodzi z tą akademią? Już tłumaczę! Zależy mi aby magiczne istoty i ludzie uczęszczali do szkół magii. Jeśli zdecydujesz się na bohatera, który jest człowiekiem twoje szkolenie będzie trwać dłużej. 

Akademia Nafra- jest ona najstarszą akademią. Jej dyrektorem jest Shin Zarf. Jako jedyna przyjmuję ludzi w swoje szeregi. 


Imię: Saphira

Nazwisko:

Płeć: Samica 

Wiek: 15 lat

Gatunek: smok, Karvane Raev

Wygląd: Wszystko jest opisane w ,,Wyglądasz znajomo. Groziłem Ci już kiedyś?" 

Charakter: Nieprzyjacielska, agresywna, samotna, marzycielksa, ciut leniwa, wredna, szczera do bólu, kocha wolność, nieufna

Historia: Tak jak to robią Raevy, Saphira zostrała porzucona w wieku czterech miesięcy. Cudem dożyła swojego obecnego wieku. Gdy miała 13 lat stworzyła naszyjniki, które magiczną więzią są ze sobą połączone. (jeszxcze nie wiem jak bedzie wyglądać xd) niestety, przy ich tworzeniu zużyła na tyle dużo swojej magii, że nie może długo latać. 

broń: plazma, pazury, ogon. 

Umiejętności: wszystko jest opisane w ..Wyglądasz znajomo/. Groziłem Ci juz kiedyś?"

Nie jestem szlachcicem, x3

Akademia: nafra (bo wszystkich przyjmująXD)

Imię: Cori (czyt. Kori)

Nazwisko: Hunter

Płeć: samica

Wiek: 17 lat 

Gatunek: pół smok

Wygląd: zdjęcia poniżej :3

Charakter:  Jest to dziewczyna dość nieśmiała, nie mówi dużo, stara się unikać innych. Jest bardzo tajemnicza

Historia: Cori nie nawidzi szkoły. Nigdy nie poznała swoich rodziców. Odkryła, że jest pół smokiem gdy miała 9 lat. Nie lubi opowiadać o swojej przemianie. Chłopcy ganiają za nią tylko dlatego, że zmienia się w Lodowca Arktycznego.

Broń: Ukryte Ostrze, Łuk zrobiony z ciemnego drawna ze zdobieniami w kolorze lapis lazuli.

Umiejętności: Wspinanie się na duże wysokości, widzenie w ciemności, no i przemiana w smoka

Akademia: Nafra

[1Jako człowiek



[1]

Jako Smok


Imię: Syberii (alias Sybi)

Nazwisko: Lestrange

Płeć: Samica

Wiek: 15 lat

Gatunek: kotołako-smoko-czarodziejka

Wygląd: niebieskie włosy, fioletowe oczy

Charakter: stuknięta, waleczna, lubi wszystkich maltretować c:

Historia: Syberii w wieku 11 lat dostała się do Hogwartu. Kilka tygodni temu uwięziono ją w azkabanie, ale jest niewinna. Uciekła c; śmiertelnie nienawidzi dementorów.

Broń: Magia

Umiejętności: jest animagiem (potrafi zmieniać się we wszystkie zwierzęta)

akademia: ?

Wygląd (zdjęcia) 


[2]

coś koło tego (tylko bez uszu i fioletowe oczy. jako glaceon też występuje)


[3]

jako koteł


Jako smok

jako smok 2

to by było na tyle ;3

        

Imię: Angela

Nazwisko: Blackcrow

Płeć: Dziewczyna

Wiek: "Nie może on przekraczać 100". Why? Dobra... 15... dekad >:D

Gatunek: Upadły Anioł/Dusza, która powróciła na ziemię w poszukiwaniu zemsty.

Wygląd: Wysoka, ma brązowe włosy z pomarańczowym ombre sięgające ramion i lawendowe oczy. Ubiera się na czarno: jej najczęstszym strojem jest czarny t-shirt, bluzka, jeansy i buty sięgające połowy łydki, również czarne. Ubiera również aksamitny czarny płaszcz z kapturem, którym niemalże zamiata podłogę. Jest szczupła i niesamowicie blada.

Charakter: Samotniczka, niełatwo zdobyć jej zaufanie, a tym bardziej przyjaźń. Uwielbia czarny kolor i kruki. Kocha czytać książki. 

Historia: Do piętnastego roku życia mieszkała z rodzicami w ogromnej posiadłości na skraju lasu, do którego Angela lubiła wychodzić, by pobyć sama ze sobą. Ich kłopoty zaczęły się już dawno przed narodzinami Angeli. Jej ojciec, William, po dziadku dziewczyny odziedziczył jedynie długi, których nie był w stanie spłacić. W dodatku jedna z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych rodzin mieszkających w tym mieście od lat starała się zakupić posiadłość Blackcrowów. Kilka innych, również wpływowych rodzin dołączyło do niej dowiedziawszy się, że posiadłość stoi na ogromnych złożach złota i kamieni szlachetnych, o czym najwyraźniej nie wiedzieli właściciele zamczyska. Pewnej nocy najemny zbir przyszedł skryty w cieniach pod bramę posiadłości i cicho przemknął przez nią, zbliżając się do wrót domu. Podłożył ogień. Spłonęło doszczętnie wszystko, a ostatnia z rodziny Blackcrow spłonęła Angela, widząc śmierć swych rodziców, krzyczących i pożeranych przez płomienie. Poprzysiągła wrócić i ukarać tego, kto zniszczył jej życie. Tak się również stało. Jej dusza powróciła, posiadła moce władania ogniem i czytania myśli, a również znikania, kiedy zechce. Gdy używała swych mocy, jej oczy żarzyły się czerwienią. Przez lata eliminowała pokolei każdego członka rodzin zamieszanych w upadek rodu Blackcrow, aż w końcu nie pozostał już nikt. Chciała wrócić do zaświatów, lecz nie mogła - jej dusza została związana z jedynym przedmiotem ocalałym z pożaru - naszyjnika jej matki, przedstawiającego czarnego kruka i smoka otaczające ametyst. Niestety, spoczął na dnie morza, gdy ostatni z rodu Wallheimros - rodziny, która zapoczątkowała owy konflikt - cisnął przedmiotem do morza w ostatnim, desperackim akcie uprzykrzenia życia rodzinie Blackcrow. 

Broń: Łuk, którego  strzały wybuchają, natomiast w kołczanie nigdy nie braknie strzał, magiczne ogniste sejmitary, które przyzywa swymi mocami tak samo jak łuk, oraz sam ogień.

Umiejętności: Czytanie w myślach, władanie ogniem, stawanie się niewidzialną.

'Akademia: 'Akademia Gamia

Rodzina: Blackcrow; potężny ród mieszkający w starymn zamczysku od zarania dziejów, była szlachcianką.

Imię: Ilit

Nazwisko: Nomen

Płeć: Kobieta

gatunek: Skrzydlaty lis zmieniający się w człowieka a'la zwiadowca

Wygląd: Lis-tak jak na avku 

Ludź: Czarne włosy, zielone oczy, wysoka, szczupła. Maskujacy płaszcz z kapturem, pas z podwójną pochwa, jedną na nóż do rzucania, druga na nóż do walki wręcz. Ma łuk, z którego praktycznie nigdy nie zdejmuje cięciwy.

Charakter: Dumna, trochę oschła i wredna, potrafi być nie miła, bardzo nieufna. Dla przyjaciół zrobi wszystko, lecz właściwie ich nie ma. Nieustannie tli się w niej gniew, lecz zazwyczaj nad nim panuje, woli przebywać pod postacią lisa, w której się urodziła. Kocha latać, często wymyka się z akademi tylko po to, żeby polatać w samotności i choć przez chwile żyć jak dzkie zwierzę: W skrócie, kocha wolność.

Historia: Urodziła się jako lis, przez 5 lat żyła jak dzikie zwierzę,lecz zawsze była bardzo inteligentna. W wieku pięciu lat (jest pół zwierzęcie, więc dorastała szybciej) i sprzedali do sklepu z magicznymi zwierzętami. Uciekł stamtąd, wtedy też odkryła swoje człowieczeństwo. Szybko nauczyła się żyć jako człowiek, lecz nadal większość czasu spędzała w lesie jako lis. Potem wstąpiła do akademii gama (czy jak to było) i żyła dalej..

Broń: Łuk, dwa noże jeden do rzucania. Magia, własne zęby i pazury.

Adademia:  Nafra 


Imię: Vivianne (Vivi)

Nazwisko: Blackstar

Płeć: Kobieta (bardziej by pasowało samica...)

Wiek: 100

Gatunek: w połowie smok, w połowie wilk.

'Wygląd:'  Smoka dam rysek później, ogółem to czerwono- fioletowa, duża.

Wilk- czarno- srebrny, z fioletowymi i błękitnymi pasemkami i gdzieniegdzie piórami.

Charakter: Nieufna, łatwo ją wkurzyć, jeśli zdobędziesz jej zaufanie to może oddać za ciebie życie. Sarkastyczna, często zamyślona.

Historia: Wiadomo jest tylko, że gdy się wykluła jako smok zaraz przybrała wilczą formę. Przez to rodzina ją porzuciła, mimo iż to była ich jedyna córka.

Broń: Zaklęcia, skrzydła, ogień, szpony i zęby.

Umiejętności: Lot, miotanie dość mocnymi (patrz: śmiercionośnymi) zaklęciami, przemiana w wilka i smoka (to chyba oczywiste *bp*), zianie ogniem, (w smoczej formie) zamiana piór na stalowe, przez co może je traktować jak ostrza i doskonałą broń, rozmawianie przez myśli. 

Akademia: Nafra

Rodzina: Potężny, dawny ród, ale nie szlachta.

Imię: Rilla

Nazwisko: Dawno zostało zapomniane

Płeć: Kobieta

Wiek: ( Jak to "Nie może on przekraczać 100"?! ) Ma ona wygląd szesnastolatki, jednak tak naprawdę nikt nie wie ile ma lat. Niektórzy twierzdzą, że może mić setki lat, lecz tak naprawde nikt tego nie wie.

Gatunek: Pugnantis Anima

Wygląd:  'Jest raczej wysoka i szczupła, chociaż tego po niej nie widać jest umięśniona. Ma mocno zarysowane obojczyki, mocno wciętą talię i szerokie biodra. Jej oczy są nie powtarzalne - są niesamowicie jasno szare z ciemniejszą obwódką, jednak co kilka lat, w zimę przybierają one kolor ciemnego, głębokiego błękitu. Tak właściwie oczy opisują jej uczucia, jeśli ktoś potrafi to odczytać. Zazwyczaj widać w nich po prostu spokój. 'Jej włosy są długie i ciemnobrązowe, najczęściej nosi je rozpuszczone lub związuje w niedbałego koka. Ma wyraziste rysy twarzy i sprawia wrażenie łagodnej. Od urodzenia ma na dekolcie niewielkie znamię w kształcie otwartej księgi. 'Rilla 'zazwyczaj nosi czarne szorty, wysokie, czarne buty i kolorowe bluzki na ramiączka. Na lewej ręce nosi czarną bransoletkę ze znakiem zodiaku (koziorożec) a na szyi' nietypowy, błękitny kamień zawieszon'y na rzemyku.

'Charakter: 'Jest raczej opanowana i spokojna, wiele lat życia pomogło jej nauczyć się wielu rzeczy o samej sobie, a także o cechach, których na co dzień ludzie nie zauważają, jednak to przez nie każdy tak na prawdę jest człowiekiem. Jest podejrzliwa i bardzo ostrożnie dobiera przyjaciół. Nie oszukuje ludzi, którym ufa,jednak potrafi być zdradliwa. Jest bystra i inteligentna, jednak zapominalska i czasami nieostrożna. Mówi co myśli i nie kłamie, ale potrafi mówić w sposób pełen przenośni, aby zgubić tych, którzy próbują wykorzystać jej prawdomówność. Jest stanowcza, ma silną wolę i nie daje się oszukiwać. Jest też skryta i często motywy jej działań nakładają się na siebie tworząc skomplikowaną siatkę, której nie sposób jest zrozumieć.

Historia: 'Rilla nie chętnie dzieli się informacjami o swojej przeszłości. Nawet ci najbliżsi jej sercu wiedzą o niej niewiele. Nikt nie wie nic o jej rodzinie czy dzieciństwie.

Broń: łuk, pistolet, miecz jednoręczny, całe ciało (pięści, stopy, kolana, łokcie...), spryt.

Umiejętności: 'Jej umysł doskonale współpracuje z ciałem, Rilla zna karate, szybko biega i jest zwinna. Dobrze posługuje się łukiem i potrafi strzelać z broni palnej. Najbardziej jednak lubi używać miecza. Potrafi bezbłędnie udawać, jest świetną aktorką. Zgromadziła mnóstwo wiedzy o historii, przyrodzie czy prawach fizyki. (i nie tylko) 

Akademia: Gamia

Rodzina: Nie wiadomo nic o jej rodzinie i o tym czy jest szlachianką czy nie, jednak utrzymuje, że nią nie jest.


Imię: Talion

Nazwisko: Zielony Liść (tam skąd pochodzi nie ma nazwisk jakie my znamy)

Płeć: Jakby nikt nie poznał po imieniu, mężczyzna

Wiek: 68 lat ("młody" jak na elfa)

Rasa: Elf (taki Tolkienistyczny, tzn. świetny łucznik, nieśmiertelny, ma zamiłowanie do natury i sztuk pięknych, nie musi spać, nie działają na niego choroby, ma doskonały wzrok i słuch, nie zna zmeczenia)

Wygląd: Cuś w ten deseń: https://www.google.com/search?hl=pl&site=imghp&tbm=isch&source=hp&biw=1093&bih=496&q=elf&oq=elf&gs_l=img.3..0l10.916.1479.0.2452.3.3.0.0.0.0.556.556.5-1.1.0....0...1ac.1.64.img..2.1.553.AkznxSgXnuE#hl=pl&tbm=isch&q=elf+tolkien&imgrc=GivhontP-H55uM%3A (plus kaptur w kolorze płaszcza)

Charakter: W stosunku do znajomych z akademiku poufały i przyjazny, ale obcych traktuje najczęściej jak wczorajszy śnieg. Łatwo go wkurzyć, a jeśli już się zdenerwuje, to módl się żeby nie miał przy sobie swojego sztyletu albo łuku.

Historia: Pochodzi z leżącego daleko za jakimś oceanem/morzem Śródziemia, a o swojej przeszłości (która jak dla niego jest krótka jak podpisanie się pod jakimś listem) mówi niechętnie i mało. Nauka magii idzie mu opornie, siedzi w akademii już 15 lat i jakoś średnio podłapał. W czasie wolnym ćwiczy łucznictwo (jak na standardy ludzkie doprowadzone niemalże do perfekcji, ale dla elfów na mocno średnim poziomie [no co, taki gatunek]) i pogrywa na lutni.

Broń: Już wspomniane łuk i dwa sztylety.

Umiejętności: Już wspomniane łucznictwo i gra na lutni, dodatkowo podstawowe umiejętności walki sztyletami, a także typowe dla elfa wymienione wyżej wzrok, słuch, zwinność itd. Do jego umiejętności na pewno nie można zaliczyć zaawansowanej magii.

Akademia: Gamia

Rodzina: Na pewno nie szlachta, po prostu koloniści ze Śródziemia.

(nie to żebym kogoś tam faworyzowała, ale to chyba moje ulubione zgłoszenie! Dzięki Lodowa Smoczyca.. Jeśli ktoś mnie dobrze zna, zrozumie!)

Imię: Karigan, ale nigdy jeszcze nikomu nie podała tego imienia. Wszystkim, którzy ją znają, znana jest jako Hope, która może przywalić każdemu, kto spyta ją o jej przeszłość.

Nazwisko: G'ladheon, potem Trunswick.

Płeć: kobieta, klacz (^^).

Wiek: W wersji ludzkiej - 14 lat, w wersji pegaza - 2 lata (młoda klacz).

Gatunek: Pół - Pegaz, Pół - Człowiek.

Wygląd: Jako człowiek - ma kruczoczarne czarne włosy i granatowe oczy. Ma dość bladą cerę, a w jej oczach można dostrzec perłowe przebłyski. Ma wplecione we włosy perłowe pióra i perełki. Jako pegaz - kara (czarna), ma gwiazdkę na czole. W grzywę i ogon ma wplecione perłowe pióra i perełki.

Charakter: Zadziorna, kochająca wolność dziewczyna. Z charakteru (jako człowiek) przypomina raczej chłopaka, ponieważ lubi bijatyki i tym podobne "chłopięce" zajęcia. Dobrze się uczy. Często wymyśla szalone kawały. Jako klacz jest nieśmiałą i dziką klaczą. Nikt nie wie o jej umiejętności. Nienawidzi mówić o swojej przeszłości, przez co wielu uważa, że jest tajemnicza.

Historia: Karigan urodziła się w rodzinie kupieckiej. Ojciec szkolił ją na przyszłego kupca. Była posłuszna do czasu gdy tata podniósł rękę na jej brata. Wtedy została wydziedziczona. Przez dwa lata tułała się po świecie, potem została "zaadoptowana" przez rodzinę koniuszych. Pracowała przy koniach, i wkrótce potem odkryła swoją umiejętność. Czasami umiała rozmawiać końmi. Po kolejnym roku rodzina wysłała ją do Akademii Nafra.

Broń: Łuk i strzały to jej ulubiona broń. Umie walczyć też sztyletami, mieczami, sejmitarami i tym podobnymi rzeczami. Umie też walczyć na pięści, a w końskiej formie nikt nie chciałby być przez nią stratowany.

Umiejętności: Hope umie zmieniać się w pegaza. W tej formie umie robić to co zwykły koń, ale ponadto potrafi latać. Jako człowiek umie świetnie strzelać z łuku, a także trochę walczyć na pięści. Bronie typu miecz, sztylet czy sejmitar nie są jej nieznane. Skradanie się i chowanie w cieniu to jej najlepsza umiejętność.

Akademia: Nafra

Rodzina: Z rodziny G'ladheon'ów została wyrzucona przez ojca (wydziedziczona). Potem przyjęła ją do siebie rodzina koniuszych - rodzina Trunswick.

Imie: Mina

Wiek: 15 lat

Płeć: dziewczyna. 

Nazwisko: Lawrior

Gatunek: Eliatrop

Akademia: Nafra

Wygląd: Mina jest średniego wzrostu dziewczyną.  Ma biale włosy i jasno niebieskie oczy. Jest ubrana w jasno niebieską suknie z przejawami zieleni. Przedewszystkim nosi na głowie czapkę z wzięciem o kształcie kocich uszu. Nigdy jej nie ściąga.  Pod nią ma uszy w kształcie smoczych skrzydeł które są niebieskie. 

Historia: Nie pamięta swoich rodziców.  Jedynie brat się nią zajmował do 7 roku życia.  Potem zaginął. Wtedy przygarneła ją rodzina Lawiorów.  Byli dla niej dobrzy ale ona zawsze tęskniła za bratem. W wieku 14 lat a dokładnie w swoje urodziny odkryła swoją moc.  Była to zdolność do tworzenia portali na pewną odległość.  Gdy jej rodzina się o tym dowiedziała była zaskoczona . Rok później wysłali ją do szkoły by nauczyła się panować nad stoją mocą. 

Charakter: cierpliwa, pomocna,  stawia na swoim zawsze,  trochę nie śmiała jak kogoś nie zna. Lubi zaskakiwać ludzi swoim pojawianiem za pomocą portali. Zdolna bronić przyjaciół.  Nie lubi gdy ktoś pyta się co ma pod czapkę. Ostatni raz jak ktoś próbował ją ściągnąć skończył na szczycie góry bez trzech palców. 

Moce: Tworzenie portali za pomocą ktorych zwykle się porusza lub coś przenosi. Widzi energię innych istot. Umie się bić ale rzadko. Uroki demonów jakoś się jej nie trzymają. Może przeczuwac pewne rzeczy.

Broń: własna moc i czasami noże do rzucania. 

Rodzina: Jej jedyną biologiczną rodziną jest brat Pheris który jest smokiem.Nie umie tego wyjaśnić ale ona po prostu to wie poza tym łączyła ich silna więź. Jej adoptawana rodzina to państwo Lawrierowie którzy nie mają własnych dzieci i są ludźmi.  Ale za to.mają dobre pochodzenie

Prolog[]

Na dziedzińcu panował chaos. Co chwilę pojawiała się jakaś nowa istota bądź człowiek. Większość stworzeń ucichła, a reszta po prostu zignorowała nagły podmuch wiatru. Nagle na dziedzińcu wylądował smok o dosyć małych rozmiarach. Niektórzy spoglądali na niego z niemałym zdziwieniem, a inni z rozbawieniem. 

-No, widać, że lubi wielkie wejścia-zachichotała jakaś elfka.

Smoczyca dosyć skrępowana zaistniałą sytuacją schowała się w pobliskim cieniu. Na granicy lasu, który mieścił się blisko szkoły dróżką szła dziewczyna w płaszczu z łukiem w dłoni, na plecach miała przewieszony kołczan pełen strzał. Bez pośpiechu przekroczyła bramę i stanęła kilka metrów od wejścia akademika. Nie obyło się bez komentarzy na temat jej wyglądu, ale ta nie zwracała na nie uwagi. Zaczęła się rozglądać. Jej wzrok zatrzymał się na zielono-żółtych smoczych ślepiach. Minęła krótka chwila gdy zorientowała się, że stojący niedaleko smok nie jest imponujących rozmiarów. Czyżby jakaś miniaturka? - zaśmiała się w myślach. Dziewczyna podeszła z kpiącym uśmiechem do gada. Nie bała się ani trochę. Smok nie wyglądał groźnie, a jego rozmiary były na tyle małe, że można by go porównać do dorosłego elfa. W myślach już naszykowała sobie jakieś szyderstwo.

- Żałosne - zaczęła. - Jesteś taka mała, że nawet do smoka nie podobna - sarknęła.- A wyglądem przypominasz przerośniętego kocura zmieszanego z jaszczurką! - wykrzyknęła śmiejąc się. Ku jej zdziwieniu  smoczyca nadal stała spokojnie, nie wzruszona komentarzem na jej temat .

- Żałosne - odezwał się smok naśladując głos dziewczyny. - Wyzywając mnie udowadniasz tylko swój brak wartości. Myślisz, że przezywając mnie wywołasz we mnie gniew? heh... W jakim ty świecie żyjesz... Dziewczynko - zakończyła przesłodzonym głosikiem.

Wokół nich zebrał się sporawy tłum gapiów. Większość osób zaśmiała się cicho na słowa gada, a reszta pozostawała spokojna i wyczekiwała dalszych zdarzeń. Jako iż dziewczynie zabrakło słów, odeszła. Tłum z wyraźnym niezadowoleniem udał się w swoje strony. Smoczyca westchnęła cicho i spojrzała na swój czarny medalion. Doskonale wyczuwała od niego magię i to ją niepokoiło. Potrząsnęła łbem i postanowiła wyjść z cienia. Zaledwie zrobiła kilka kroków i wpadł na nią jakiś chłopak o czarnych włosach, grzywce opadającej na oczy, okularach i kolorowych ubraniach. Gdy tylko poczuł miękkie futro smoka odskoczył jak oparzony. Zaraz potem za nim stanęli trzej chłopcy. Nie byli specjalnie umięśnieni, ale z pewnością nie można było ich nazwać niewinnym chucherkiem. Swoim wzrostem niemalże przerastali gada, a ubrani byli w czarne skórzane rzeczy.

- No, no, no. - zaczął ciemny blondyn strzelając palcami.- Nasz Rinuś znalazł sobie jaszczurkę. - sarknął patrząc na smoka niewiele większego od siebie.

Smoczydło mimo to pozostawało spokojne. Ciemny blondyn kiwnął znacząco do dwóch innych młodzieńców i ruszyli w stronę smoczycy i Rina. Ta warknęła ostrzegawczo jednak widząc zmniejszającą się przestrzeń miedzy nimi obnażyła kły i wysunęła pazury. Pomagając sobie skrzydłami naskoczyła na ciemnego blondyna przebijając się przez jego skórzaną kamizelkę i bluzkę docierając do skór. Wbiła w niego swoje pazury na co blondyn krzyknął z bólu. Zielonooka zadowolona wrzaskiem swojej ofiary pozwoliła jej uciec w popłochu. Następnie akcja potoczyła się szybko. Jeden z pazurów przeciął pionowo oko brązowowłosego, a reszta przejechała po jego twarzy. Ostatni szczerze przeraził się i uciekł gdzie pieprz rośnie.

- Dz-Dziękuję. - powiedział nieśmiało Rin patrząc na swoją wybawicielkę. - Jak się nazywasz? - zapytał już pewniej i zaczął się do niej przybliżać.

- Saphira -odpowiedziała zagradzając mu drogę ogonem. Jednak nie zniechęciło go to.- Dlaczego chcieli cię pobić? - zapytała.

- Bo mój starszy brat podłożył mi nogę, a w ręku akurat miałem sok. Wylałem go prosto na "księcia" szkoły, a Shyo poszedł do dyrektora. No i ten cały ,,książę" nasłał na mnie tych typów. - zakończył wpatrując się prosto w oczy smoczycy. Ta już otworzyła paszczę aby się odezwać jednak jej przeszkodził.- Chcę ci się odwdzięczyć. - powiedział padając na kolana. - Chcę ci służyć. - kontynuował łapiąc się jej łapy na co zielonooka podkuliła delikatnie uszy.- Proszę pozwól abym był twym sługą. - mówił, a jego głos diametralnie się zmienił. Na początku był przyjacielski, nieśmiały teraz natomiast przybrał bardziej flirciarski ton. Kilka ciekawskich oczu zwróciło się ku nim, co nie umknęło uwadze Saphiry. Swój wzrok skierowała z powrotem na niego i to tylko przyśpieszyło jej decyzję.

- Niech ci będzie. - powiedziała niechętnie nie spuszczając wzroku z jego maślanych oczu i czerwonych policzków.- Ale puść mnie! - warknęła i wyrwała swoją łapę z jego uścisku. Z lekkim grymasem odsunęła się od niego jednak on od razu się podniósł i stanął obok niej. No pięknie - pomyślała gorzko.

Rozpoczynający się rok szkolny nie był zbyt miły dla małego Sama. Zaledwie przeszedł przez próg szkoły,a już zaczęli się nad nim znęcać. Chłopka o imieniu Skimir, ogromny siódmoklasista złapał go za koszulę i zaczął go szarpać, chcąc ukraść cały jego dobytek, składający się z dwóch kanapek z masłem orzechowym i pięciu dolarów na picie.

- I co młody? Gdzie schowałeś swoje śniadanie? - zapytał wściekle olbrzym.

- J-ja... -jąkał się Sam - Maa-maa....

- Powiesz wreszcie czy nie?! - warknął przez zaciśnięte zęby Skimir

- W plecaku. - skulił się młody. Starsi chcąc zabrać jego ,,skarby" chcą zabrać mu plecak. Nie umknęło to uwadze dziewczyny, która dotychczas siedziała na uboczu. Wyłoniła się ze swej kryjówki w cieniu.

-Zostaw go. - rozkazała czarnowłosa z kamiennym wyrazem twarzy.

- A co niby możesz mi zrobić? - zapytał z drwiącym uśmiechem wielkolud.

- Na przykład to. - wypowiadając te słowa ciemnowłosa niczym cień podbiegła do chłopaka, przykładając mu ostrze wystające z rękawa do gardła.

- Weź ode mnie tę zabaweczkę Happy Meal'a - zaśmiał się jednocześnie odsuwając od siebie sztylet. To jedynie jeszcze bardziej zdenerwowało dziewczynę przez co zrobiła coś czego nigdy nie powinna robić w szkole. Przeobraziła się w smoka. Swoimi lodowo błękitnymi oczami zdawałoby się, ze przeniknęła do jego duszy od razu zmieniając jego zachowanie. Było to jednak nic niewarte złudzenie. Chłopak ostatni raz uderzył Sama po czym z krzykiem uciekł.

Saphira i Rin przyglądali się całemu zajściu z szeroko otwartymi oczami. Nie dowierzali w to czego byli świadkiem, zresztą nie tylko oni. Wokół czarnowłosej zebrał się ogromny tłum, który przez całe swoje życie był przekonany, że pół smoki już dawno temu wyginęły. Czarnowłosa z powrotem przybrała ludzką formę. Chcąc uniknąć dłuższych spojrzeń niemalże biegnąc udała się do swojego pokoju w akademiku. Zaraz za nią pobiegła Saphira, która pragnęła poznać stworzenie choć trochę podobne do siebie. Rin już chciał ruszyć za swoją panią jednak nie miał wstępu do żeńskiego akademiku. Smok już spokojniej weszedł do swojego pokoju. Gdy znalazła się blisko pół smoczycy od razu poczuła nieprzyjemne mrowienie dobiegające od jej medalionu. Przejmował on nieszkodliwie jej magię i dawał tym informację swojej właścicielce o wszelakich stworzeniach magicznych, a ponieważ przejęta magia nie należała do niej dawała o sobie znak nieprzyjemnym mrowieniem.

- Witaj. - zaczęła zielonooka swobodnie dochodząc do czarnowłosej.

- Em... Witaj. - odpowiedziała lekko zmieszana.- Czym jesteś? - zapytała lustrując Saphirę wzrokiem.

- Smokiem. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

- Smokiem? - powtórzyła, a jej oczy rozszerzyły się z szoku. - Jesteś potwornie mała jak na smoka. - stwierdziła.

- Wszyscy mi to mówią. - zaśmiała się smoczyca.- Ale nie po to tu przyszłam. Chciałabym porozmawiać o twej.. Niecodziennej mocy.- czarnowłosa na te słowa westchnęła cicho.

- Pewnie chcesz zapytać oto jakie to uczucie, jak to robię, czy mam to od urodzenia...

- Nie. - przerwała jej Saphira. - Chciałabym zapoznać się ze stworzeniem w połowie podobnym do mnie.

Po tym jak tłum zdziwionych gapiów rozszedł się w różne strony, na miejscu zdarzenia został chłopak z dosyć drobną posturą i Rin. Czarne włosy zaplecione w warkocz, który swobodnie opadał na udo. Jego czerwone oczy nadal wyrażały zainteresowanie sytuacją, uśmiechnął się mrocznie.

-Znalazłem ci..-nie dane było mu dokończyć ponieważ na jego twarzy znalazł się ciśnięty z furią laczek.

-To ty nasłałeś tego chłopaka?!-krzyknął Rin. Wokół demona pojawiła się czarna aura.

-Co. Ty. Zrobiłeś?-warknął akcentując każde słowo, a na jego twarzy pojawiły się pulsujące żyłki.

-He,he -zachichotał przerażony. Chłopak zasłonił się rękami, a Shyo, bo tak miał na imię chłopak, nie wiadomo skąd wyciągnął patelnie. Patelnia z prędkością światła znalazła się na głowie Rina, a ten będąc oszołomiony zemdlał.

-Tak więc..Ekhm-odchrząknął.-Znalazłem was, Cori i Saphira! Teraz tylko..-znowu nie dokańczając swojej wypowiedzi padł na ziemię jak kłoda. Spojrzał na nieprzytomnego sprawcę upadku.-Wyrwę z dupy te twoje niepotrzebne nogi-powiedział zdenerwowany.


Koniec prologu, następny pojawi się za tydzieć. 

Saphira2002: Sky mnie wykorzystuje! D: Ale przynajmniej pierwsza dowiaduje się o nexcie <3

Rozdział 1

Saphira szybko doszła do reszty uczniów, a po chwili już wchodziła z nimi do klasy. Wszyscy zajęli swoje miejscu i ku wielkiemu zdziwieniu gadziny zostało jedne miejsce na samym końcu sali przy ścianie. Ogonem przesunęła krzesło pod tylną ścianę i usiadła na podłodze. Następnym razem muszę wziąć poduszkę. – pomyślała gorzko czując twardą i chłodną podłogę. 

Po chwili do sali wszedł mężczyzna. Był… Z pewnością nie znał takiego słowa jak ,,dieta” i ,,zdrowa żywność”. Miał kręcone siwe włosy, opadające na ramiona, a ubrany był w żółte ubrania i czarne buty. Ciekawe jakim cudem chodzi… - myślała Saphira patrząc na jego – o dziwo – chude nogi. – Może przez większość swojego życia się turla?– zaśmiała się w myślach.  

  - Witajcie, uczniowie. – powiedział gdy stanął mniej więcej przy środku tablicy. – Nazywam się Taiga Gdyfor. – kontynuował i napisał swoje imię i nazwisko na tablicy. Jego głos brzmi niczym rozwalona tuba. – pomyślała smoczyca krzywiąc się. Cała lekcja toczyła się w miarę spokojnie dopóki Gdyfor nie zaczął pytać się o imiona i nazwiska. Na nieszczęście Saphiry zaczął od rzędu znajdującego się przy ścianie. Próbowała jakoś schować się za osobą siedzącą przed nią, jednak cały jej wysiłek poszedł na marne.

- A ty? – zapytał lustrując wzrokiem smoka. Swój wzrok zatrzymał na jego skrzydłach. – Jak się zwiesz?

- Saphira. – odpowiedziała po kilku sekundowej ciszy.

- A nazwisko? –dopytywał się Gdyfor, a na samą wzmiankę o nazwisku Saphira spuściła wzrok. – No? – warknął po minucie ciszy. – Każdy musi powiedzieć nazwisko i nie myśl sobie, że jesteś jakimś wyjątkiem! Smoczyca opuściła Taigowi mordercze spojrzenie. Miała już dosyć ciągłych obelg rzucanych w jej stronę. To, że jest inna wcale nie znaczy, że gorsza. Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni. – warknęła w myślach. Naszykowała się do wystrzału plazmy i przeczekała chwilę. Gdy tylko nauczyciel znalazł się wystarczająco blisko wystrzeliła, a pocisk wylądował prosto na jego siwych włosach. Od razu zajęły się ogniem, a ofiara nie spodziewając się ataku zareagowała z opóźnieniem. Gdyfior gdy tylko poczuł ciepło na swojej głowie i zapach dymu zaczął uklepywać swoje włosy. Z krzykiem podbiegł do wazonów z kwiatami i z prędkościom światła wylał zawartość takowego. Na jego nieszczęście wybrał wazon z najagresywniejszymi ,,kwiatami” jakie znajdowały się w wszystkich akademikach. Z gardła Taiga wydobył się kolejny krzyk. Spowodowane było to tym, że jedna z roślin ugryzła go w nos.

- Pomocy! – krzyknął biegając po sali. Saphira wraz innymi patrzyła jak przerażony nauczyciel biega po całej klasie niczym zawodowy sprinter. Wszyscy niemalże płakali ze śmiechu, uderzali pięściami o ławki i łapali się za bolące brzuchy. Gdy tylko zbliżał się do miejsca gadziny, ta podstawiła mu ogon pod nogi i padł z hukiem na podłogę miażdżąc roślinę, która przyczepiła mu się do nosa.

- Jeżeli tak mają wyglądać lekcje to chyba zacznę lubić szkołę. – zaśmiała się cicho do siebie.


Rozdział 2[]

Angelika szła korytarzem szkoły. Idąc bawiła się swoim płomyczkiem, co chwila zmieniając palec, na którym pojawiał się ogień. Po co ja w ogóle chodzę do szkoły? – zastanawiała się w myślach. – I tak mi się to nie przyda bo już dawno temu umarłam.

Nagle zrobiła nagły skręt w lewo. Płomień oświetlał kawałek schodów tworząc na nich malownicze wzory. Niemniej jednak była na tyle zamyślona, że nie trafiła w jeden z progów i ześlizgnęła się sie ze stopnia schodów. Spadła niemalże na sam dół klatki schodowej prosto na benzynę, która od razu zajęła się ogniem.

- O, nie…. – szepnęła patrząc na ogień. – Nie! Nie! Nie!

Benzyna prowadziła prosto do Akademii Gamii. Ogień podążał do niej z prędkościom godną podziwu. Każdy kto stał blisko benzyny czym prędzej odskakiwał, odbiegał lub po prostu się odsuwał. 

- Uważaj! – krzyknął ktoś z tłumu widząc jak jakaś dziewczyna stoi w drzwiach akademii. 

Dziewczynie w ostatniej chwili udało się odskoczyć. Ogień wtargnął do akademika, który od razu zaczął się palić. Osoby znajdujące się w środku gdy tylko poczuły zapach dymu zaczęli w panice uciekać i wołać o pomoc. 

Całemu temu zajściu przyglądał się kruk, siedzący na jednej z gałęzi drzew. To on był sprawcą całego tego zamieszania. Po zobaczeniu całego zająścia odfrunął zadowolony do swojego właściciela.

I tak oto koniec akadmi gamia! XD

Już za niedługo kolejny rozdział ^^


Rozdział 3[]

​Shyo wyciągnął do góry rękę, na której po chwili wylądował kruk. Chłopak pogłaskał jego czarne pióra i obrócił się napięcie. Już miał zrobić krok do przodu gdy przed jego nosem spadła jakaś skrzynka. Wystraszony zrobił krok do tyłu i spojrzał na rzeczy, która omal nie spadła na jego głowę. 

Po chwili szoku, bez słowa uklęknął przed paczką i spróbował ją otworzyć. Najpierw użył tylko cząstki swojej siły, a zakończył na skakaniu po niej. Niemnie jednak skrzynka pozostawała w nienaruszonym stanie. 

- Cóż… Abyś już dłużej nie żył w niewiedzy to cię uświadomię… Nie otworzysz tego w ten sposób. – zakrakał kruk przerywając walkę Shyo z paczką. 

- No co ty nie powiesz, Sherlocku. – warknął do niego poddenerwowany chłopak. 

Demon po raz ostatni spojrzał krzywo na skrzynkę, pochwycił ją w dłonie i szybkim krokiem udał się w swoją stronę. 

-E! – wykrakał z lekką chrypą – Zaczekaj! 

Hinata szybko poderwał się do lotu i wylądował na ramieniu Shyo. Ten spojrzał się na niego i przystanął. 

- Kiedy ostatni raz byłeś w toalecie? – zapytał go. 

- Czy to ważne? – odpowiedział pytaniem na pytanie kruk. 

- Tak, ponieważ nie chcę mieć po tobie kolejnej pamiątki. 

Hinata na to nie odpowiedział. Jedyne co zrobił to sfrunął z ramienia swojego koleżki i przez całą drogę latał wokół niego.  

Po kilkuminutowym marszu oboje znaleźli się w laboratorium. Wyglądało tak samo jak każde, pełno w nim było jakiś urządzeń o bardziej skomplikowanej i odrobinę budowie. 

- To co z tym robimy? – zapytał czarnowłosy Hinatę. 

- Może włożymy to do tego? – zaproponował pokazując dziobem na jakąś maszynę. 

Bez słowa demon podszedł do maszyny, położył na środku i nacisnął żółty guziczek. Nagle z sufitu wysunęły się dwie mechaniczne rączki. Pochwyciły dwie maski, jedną mniejszą drugą większą ze schowka, który znajduje się w maszynie. Założyły je na głowy obu znajomych i znów wsunęły się w sufit. 

- A nie byłoby szybciej gdybyśmy sami zakładali te maski? – zapytał Hinata. 

- Może i tak, ale mi się osobiście nie chce schylać. – odpowiedział. 

- W sumie to mi też. – kruk powiedział szeptem po chwili namysłu. 

Później Shyo nacisnął czerwony guzik. Kolejne rączki się uruchomiły i złapały za paczkę. Zaczęły ciągnąć tajemniczy przedmiot, który nie wytrzymał tej próby. Skrzynka rozerwała się na dwie części, a z niej rozbłysła się lepka maź podobna do tęczy, która wylądowała na Shyo i Hinacie, a także na cząstce podłogi pomieszczenia. 

- O, blee… - jęknął niezadowolony Hinata. 

Gdy kruk nie usłyszał odpowiedzi spojrzał na swojego kompana. Stał on nieruchomo i zgrzytał zębami ze wściekłości. Warknął kilka przekleństw pod nosem i sztywny jak kłoda ruszył do kolejnej maszyny, na której był napis "szatnia". Uderzył pięścią w różowy guzik i po kilku sekundach znalazł się w czystych, pachnących ubraniach. Następnie znów idąc jak kłoda wrócił do swojego koleżki. 

- Możemy kontynuować. – powiedział i odchrząknął. – Coś mnie ominęło? – zapytał spoglądając na kruka. 

- Tak. Gdy ty poszedłeś przebrać się marszem kłody to jakaś zielona kulka włosów spod pachy uciekła w kąt. – oznajmił. 

- Nie obrażaj mnie! – krzyknęła ,,zielona kulka włosów spod pachy” głosem dziecka, któremu zabrano lizaka. – A podobno miałam trafić do ludzi, którzy chcą pomagać… - skarżyła się dalej. – No, cóż… Muszę się zadowolić tym co mam. – mówiąc to wzruszyła ramionami. – Ta paczka, to paczka, która jest magiczna, co już zdążyliście zauważyć. I ta paczka została stworzona po to, aby pomagać  i leczyć… - nie dokończyła ponieważ przerwał jej Shyo. 

- Powiedziałaś ,,paczka” trzy razy pod rząd. I to dwa razy w jednym zdaniu. – sarknął uśmiechając się. 

Na mordce stwora pojawił się delikatny rumieniec. Nie mając ochoty gadać z nimi, pstryknęła dwa razy palcami. Nagle Hinata zmienił się w rudego chłopaka, który ubrany był w niebieskie rajstopy, szpilki, białą sukienkę do kolan z czapeczką typową dla pielęgniarek. Shyo również był tak ubrany, jednak on miał jeszcze niebieską opaskę, 

- Macie WYLECZYĆ osiem osób. – dodał stwór akcentując słowo ,,wyleczyć” po czym przeniósł ich do gabinetu pielęgniarki. 

Przez chwile oboje stali w bez ruchu patrząc się w swoje odbicia w lustrze. Trwało to tylko chwilę ponieważ Shyo rzucił w owe lustro krzesłem, które złapał w napadzie złości. 

- Co to ma k**** być?! Co za p*********** stwór! Ja jeszcze tej s*** pokażę! – wykrzyknął w przestrzeń demon, a przy każdym jego przekleństwie słychać było charakterystyczny odgłos wrony, który je zagłuszał. – Skąd te wrony?! – zapytał skołowany, rozglądając się.  

- Mówiłem ci abyś udał się do psychologa. Musisz zapanować nad agresją. – powiedział Hinata, uśmiechając się. 

Na te słowa Shyo rzucił się na szyję swego kompana i zaczął go dusić. Przerażony, zaatakowany od razu się odezwał, aby załagodzić gniew demona.

- Ale nie powiedział jak mamy ich leczyć…. Możemy… ich…. Leczyć…. Inaczej…. – wychrypiał. 

- Dobra. – odpowiedział Shyo puszczając swoją ofiarę, która straciła równowagę i upadła na plecy. – Chodź. 

Oboje wyszli na korytarz i zaczęli łapać przypadkowe osoby. I to dosłownie przypadkowe. Na ich twarzach była przyczepiona karteczka z napisem ,,random”, tak samo jak na bluzie, ich fryzura była zasłonięta przez kaptur. 

Shyo wraz z Hinatą zapędzili cztery osoby do pokoju i po kolei przywiązywali ich do stołów i leczyli ich "po swojemu".

- Po co ci ta kartka? – zapytał Shyo randoma po czym sprawnym ruchem ręki odczepił ją. Gdy tylko zobaczył ,,twarz” tego czegoś szybko zasłonił ją znowu kartką i zaczął przecierać oczy, które omal mu nie wyleciały z szoku. – Nie było tematu. – powiedział. 

Później było tylko gorzej. Zaczęli łaskotać swoje ofiary białymi piórami, które prawilnie wyciągnęli sobie z tyłka niczym postać z gry, zdzierać z nich skórę oraz łamać kończyny. 

- To co z nimi robimy? – zapytał Hinata bawiąc się skalpelem. 

- Mamy tu takie ładne okienko. – mówił czarnowłosy – Przydałoby się tu wpuścić trochę świeżego powietrza. – kontynuował otwierając owe okno. Następnie podszedł do stołu i sprawnym ruchem swojego siedzenie uderzył go. – Upsi… - powiedział i zakrył sobie usta ręką. Później słychać było trzask i jęki. – Jaka ze mnie niezdara. 

I znów urządzili sobie kolejne łapanki z korytarza, niczym niegdyś Niemcy na polskich drogach. Ich kolejnym celem była dosyć wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach, w które miała wplecione pióra i perełki. Jej oczy były koloru granatowego z również perłowymi przebłyskami. 

Hinata wraz z Shyo bez najmniejszego ostrzeżenia złapali ją za ręce. Dziewczyna od razu zaczęła się szarpać jednak nie miała najmniejszych szans z demonem i pół krukiem. Została przypięta do nowego stołu, który pojawił się na gwizdnięcie Shyo. 

- Ty w ogóle wiesz kto to? – zapytał rudowłosy. 

-Eeee… Poczekaj zaraz sprawdzę. – powiedział i pstryknął palcami. Obok niego pojawił się pergamin, który miał przypiętą do siebie klawiaturę. – Wikipedia… - mówił wpisując swoje słowa na klawiaturze. – Możesz mi powiedzieć jakieś jej szczególne cechy? – zapytał. 

- We włosach ma wpięte perłowe pióra i perełki oraz jej oczy są koloru granatowego również z perłowym przebłyskiem. – odpowiedział. 

- Strasznie dużo tych perełek… Zero oryginalności. Nie mogłabyś mieć może jakiś… Nie wiem… Smoły w oczach? Albo kaktusa na łbie? A jedyne co masz to perełki. Co ty Arielka? – mówił Shyo przesuwając palcem strony pergaminowe. 

- Nie martw się. – odezwał się do niej szeptem Hinata. – On tak do wszystkich. 

- Słyszałem to, mały niedorozwoju. – odwarknął Shyo zakładając swoje okularki bez szkiełek. – A tak w ogóle to mam… Piszą tu, że jest pół pegazem, pół człowiekiem w nawiasie, że to ninja… Ma na imię Karigan…. Nazwisko to Truncośtam… Ma czternaście lat… Jest zadziorna i kocha wolność… Bla, bla, bla… To samo gdzie wszędzie indziej. – zakończył wyrzucając okulary i pstrykając palcami, aby pergamin zniknął. 

- Ktoś ty?! – warknęła wcześniej wymieniona. – Skąd ty to wszystko o mnie wiesz?! 

- A, no tak… My się jeszcze nie znamy. Mów mi Shyo. A ten rudy pokurcz to Hinata. A co do twojego drugiego pytania. Wiem to wszystko z wikipedi. W końcu po to jest, nie? – zapytał. 

- Wal się. – odgryzła się Karigan. 

Shyo jedynie się skrzywił i wzruszył ramionami. Wyjął swoje białe pióro i zaczął łaskotać swoją ofiarę. To samo uczynił Hinata po kilkunastu sekundach. Dziewczyna zaczęła rzucać się na wszystkie strony, śmiejąc się. Później robili to co z ,,randomami”. Tylko w tym przypadku Hinata na zmanię z Shyo zasłaniali dziewczynie usta, aby nie przyciągnąć niepotrzebnych gapiów. 

Po jakimś czasie czarnowłosa straciła przytomność. Shoy od razu zagwizdał, a stół zniknął. Na jego miejscu od razu pojawił się odpowiednik. 


Lodowa smoczyco proszę się nie obrażać! Przepraszam XD

Saphira specjalnie się dla was głodzi żeby napisać następny rozdział XD Niestety jej danonek okazał się być HOMOgenizowany...

Żeby było zabawnie zadawajcie pytania postaciom :D


Rozdział 4[]

Saphira szła korytarzem akademii szurając ogonem po podłodze. Od czasu, do czasu podstawiała go im jakimś sierotom, które od razu się przewracały na swoje piękne mordki. Natomiast gdy jakiś inny stwór próbował ją chociażby dotknąć od razu dostawał z ogona w łeb. Czy oni mają parcie na futro? – zadawała sobie pytanie w myślach. 

Smoczyca lekko schyliła łeb i skręciła w lewo. W tym samym czasie jakaś postać w czerwonym kapturze chciała skręcić w prawo. Oboje się ze sobą zderzyli, a okulary zakapturzonej postaci spadły , rozbijając się o podłogę. 

- Ty mały niedorozwoju… - warknęła Saphira. 

Zielonooka wściekłym spojrzeniem spojrzała na ,,czerwonego kapturka”. Gdy ten spojrzał się na nią, poczuła dziwne mrowienie na ciele, a później ból. Rozchodził się po całym jej ciele, ale największy był dokładnie w miejscu gdzie spoczywał jej medalion. 

W tym czasie zakapturzona dziewczyna, która na czworaka zaczęła po omacku szukać swoich okularów. Gdy je znalazła od razu poczuła ogromną dziurę na jednym szkiełku. 

- Przepraszam… - zwróciła się do smoczycy dziewczyna. – Bez okularów nic nie widzę. Mogłabyś mnie zaprowadzić do pokoju? Mam tam zapasowe. 

Saphira spojrzała krzywo na ,,czerwonego kapturka”. Szczerze nie chciała jej pomagać, ale ze względu na ból zgodziła się. 

- Niech będzie. Ale pod warunkiem, że nie będziesz się mnie kurczowo trzymać. – odpowiedziała sztywno, powstrzymując jęk bólu. 

- Obiecuje. – powiedziała i poklepała się po klacie. 

- I nie stukaj się po desce. – dokuczyła jej zielonooka. 

Tym razem zakapturzona postać jej nie odpowiedziała. Zrobiła jedynie obrażoną minę i dotknęła skrzydła Saphiry. Ale przyjemne w dotyku. – pomyślała. 

Dziewczyna szybko opisała drogę swojej przewodniczce i z jedną wyciągniętą ręką szła blisko Saphiry. Przez całą drogę nikt im nie przeszkadzał dopóki nie doszły do połowy drogi do pokoju. Gdy przechodziły obok jednego z wielu zakrętów, nie kto inny jak Rin wpadł na ,,czerwonego kapturka”, który wpadł na Saphirę. Smoczyca nie spodziewając się nagłego ,,ataku” straciła równowagę, a gdy próbowała ją z powrotem złapać, skrzydłem odepchnęła dziewczynę. Przez to całe zamieszanie z jej głowy spadł czerwony kaptur, odsłaniając czarne włosy spięte w warkocz i czerwone oczy. 

Rin najpierw spojrzał na Saphirę, od razu cichutko westchnął gdy zorientował się, że jego wybawczyni stoi stabilnie. Następnie spojrzał na drugą dziewczynę jednak jego reakcja była inna. Jego oczy rozszerzyły się do niemożliwych rozmiarów, a szczęka omal nie opadła mu na podłogę. 

- Shyo? – zapytał niedowierzając i lekko podkurczając nogi. 

Wcześniej wymieniony spojrzał na Rina z niemałym szokiem. Może i nie widział doskonale, ale po kolorowych ubraniach od razu rozpoznał swojego brata. Na jego mordce od razu zagościło zdziwienie, gniew oraz wiele innych emocji, które stworzyły bardzo śmieszną minę. 

- Upsi.. Mój serial ,,pupa” się zaczyna! Miło było!- chłopak zasalutował

Kończąc swoją wypowiedź zniknął.

Tak więc i ja lecem obejrzeć "pupe" Serio nie polecam! XD


Opko zostaje zawieszone na zawsze.. Nie oczekujcie nexta, bo go nie będzie.. Dlatego, że pokłóciłam się z Saphirą.. Dziękuje, że ze mną byliście. Fajnie było :D

Advertisement